Jeśli diabeł tkwi w szczególe, to jego szef – w kompozycji! Nie zdajemy sobie sprawy, jak wieloma pięknymi i przydatnymi przedmiotami jesteśmy otoczeni. Tymczasem tak, jak dobry kucharz z kilku prostych składników jest w stanie skomponować symfonię smaków, tak ktoś gościnny (skoro tytuł tego tekstu cię przyciągnął, to zakładam, że mowa właśnie o tobie) może z kilku starych talerzy i szklanek w połączeniu z nigdy niedocenianymi detalami wyczarować na stole klimat jak z żurnala czy Instagrama. A nawet lepszy, bo autentyczny; bez retuszu, za to z sercem.
O tym, że przedmiotom można i warto nadawać drugie życie, czyta i słyszy się już wszędzie. Nie zaszkodzi jednak przypomnieć i dodać, że podniesienie rangi rzeczy z niechcianego starocia do małego dzieła sztuki nie musi wcale wymagać nakładów finansowych i wielu tygodni szlifowania, malowania i polerowania. Czasem nielubiany świecznik wystarczy wyjąć z kąta i zestawić z równie spisanym na straty wazonikiem. Do wazonu włożyć zebrane na spacerze gałązki, a świecznik przewiązać wstążką (odzyskaną z jakiegoś prezentu) w którymś z kolorów flakonu. Jako że nie dla mnie wielotygodniowe przygotowania do uroczystości, polegające na planowaniu, zamawianiu przez internet serwetek, wizytówek i innych detali, takie “szycie” rodem z “Ani z Zielonego Wzgórza” nierzadko jest moim jedynym wyjściem.
Są takie lokale na świecie, w których wizyta działa jak zastrzyk inspiracji. W bistro Hilda w Budapeszcie (uprzedzam: miejsce nie ma nic wspólnego ze słynnym komiksem) absolutnie wszystko – od subtelnych naklejek na szybach przez ceramikę i złote sztućce aż po ubiór kelnera – bezbłędnie do siebie pasuje. W Polsce taką konsekwencję stylu można spotkać np. w Carskiej w Białowieży, choć tu na stole podziwiamy już nie serwety z sygnetem i zastawę w pantonie z księgi znaku, lecz kolekcję skarbów, z których każdy opowiada inną, ciekawą historię. Tym bardziej w domu nie chodzi o to, by koniecznie mieć kompletną zastawę dla 12 osób z inicjałami rodu… Naczynia z innych epok i światów połączą się w nakrycie znacznie bardziej intrygujące, jeśli je odpowiednio zestawimy i ustawimy.
Najpiękniejsze śniadania podano mi w nieistniejących już Głodnych kawałkach (pierwszym projekcie kulinarnym Sabiny Francuz – krakowskiej guru estetyki podawania dań) i pewnej śniadaniarni w Amsterdamie, której nazwy już nie pamiętam. W obydwu miejscach dosłownie każde naczynie było z innej parafii, ale wszystkie tak gustowne i świetnie współgrające zarówno ze sobą, jak i z potrawami, które dumnie nosiły, że oczy rozkoszowali się smakiem, nim kęsy trafiały do ust.
Niektórzy bardziej lubią symetrię, inni – artystyczny nieład. Poza naszymi upodobaniami zmieniają się oczywiście trendy, a wręcz całe mody. W zeszłym roku podobały mi się bogate dekoracje skoncentrowane na środku stołu: “puchate” od choiny, tęczowe od wstążek, pączkujące szyszkami i rozsypujące się na boki orzechami. Nasza kawiarnio-restauracja Bon Ami od pierwszego dnia grudnia do końca karnawału opleciona była wstęgami we wszystkich kolorach tęczy, a stoły uginały się od gałązek jodły i sosny. W tym roku potrzebuję więcej oddechu i światła – do szczęścia wystarcza mi rachityczny skrawek tui koło białego talerza na białym obrusie.
Po kolei: stół możemy, ale nie musimy przykryć wyprasowanym obrusem. Na kinderbale i domowe przyjęcia z pizzą zamiast materiałowego obrusu stosuję szary papier. Warto wygooglać sobie stołowy savoir-vivre – ważne, by serwetka leżała po lewej stronie, pod widelcem. Serwetka materiałowa przysporzy mniej kłopotu planecie, a naszemu stołowi doda więcej elegancji niż papierowa. Może macie jakiś materiał, który równo pocięty odnajdzie się w nowej roli. W zastawie warto uwzględnić kieliszki – jeśli nie na wino, to na wodę lub sok. Brzdęk szkła jest najpiękniejszym muzycznym podkładem pod posiłki. Bardzo kunsztowne będą takie dodatki, jak talerzyk na pieczywo (po lewej stronie), najlepiej w kolorze kontrastującym z głównym nakryciem, ale dobranym do półmisków lub ozdób; czy wizytówka (gdy obrusem jest szary papier, podpisy można wykonać bezpośrednio na nim).
W końcu – dekoracje! Najlepiej naturalne: gałązki, kwiaty, szyszki, orzechy, owoce, a nawet oczyszczone cebulki roślin. Jeśli chcemy ustawić wazony i świeczniki, to tak, by nie zasłaniały jednemu biesiadującemu uśmiechu drugiego. Poziome dekoracje układamy na środku stołu (na części można potem śmiało stawiać półmiski) i obok każdego nakrycia. Gałązki lub kwiaty wsuwamy miejscem odcięcia pod talerze – jakby z nich wyrastały. Oprócz świątecznych, najbardziej lubię aranżacje jesienne: dynie, a do nich liście, kasztany, żołędzie, jabłka. Hitem zawsze są spontanicznie rozsypane maleńkie rajskie jabłuszka. Naturalne dekoracje mogą uzupełnić lub zastąpić także błyszczące bombki, wstążki, serpentyny i konfetti (dodatki łatwe do samodzielnego wykonania na ostatnią chwilę). Jeśli nad waszym stołem znajduje się lampa, zawieście na niej kilka bombek, serpentyn czy gałązek, tak by sięgały nisko nad stół – taka mini-podłaźniczka będzie cudownym dopełnieniem aranżacji miejsca, do którego zaprosicie gości.
Szczególnie teraz, w czasie pandemii, gdy kolacje z przyjaciółmi i rodziną częściej odbywają się online niż w realu, pamiętajcie, by chociaż od czasu do czasu do tak pięknego stołu zaprosić tylko domowników lub tylko… siebie. Właśnie tu i teraz jest czas, by zwolnić i czerpać przyjemność z drobiazgów: położyć sobie koło codziennej miski z owsianką gałązkę sosny z szyszką, zauważyć i docenić piękno refleksów światła na porcelanie, poczuć zapach mandarynki z goździkami. Serdecznie zapraszam was do waszych stołów i życzę nie tylko smacznego, ale i pięknego!