Choć towarzyszą nam od tysiącleci, ostatnio szczególnie znajdują się w centrum uwagi całego świata. Wirusy – bo o nich mowa – zajmują od roku naczelne miejsce w nagłówkach gazet. Reorganizują nasze życia, podporządkowują tryb pracy, warunkują nasze przemieszczanie czy kontakty z bliskimi. Choć nie są nawet organizmami, przerażają swoim potencjałem do zabijania znacznie większych od siebie i inteligentnych stworzeń.
Wobec wszechobecnej paniki, atakujących informacji, a przede wszystkim reżimów sanitarnych, których wszyscy musimy przestrzegać, niemożliwym jest uniknięcie rozmowy na temat wirusów z dziećmi. Jak zrobić to w sposób dla nich zrozumiały i ciekawy?
Rzetelna wiedza
Przede wszystkim aby cokolwiek komukolwiek tłumaczyć, dobrze jest samemu posiadać rzetelna wiedzę na dany temat. Warto więc zdobyć podstawowe informacje o wirusach ze sprawdzonych źródeł, np. encyklopedii. Nie jest też żadnym wstydem poszukać odpowiedniej wiedzy razem z dzieckiem, pokazując tym samym, jak należy robić to właściwie.
Musimy także pamiętać, że wirusy są dla dziecka tematem całkowicie abstrakcyjnym. Choć dzięki epidemii SARS-CoV-2 najmłodsi najczęściej znają już słowo „wirus” i mają świadomość, że wirusy wywołują choroby, rzadko kiedy właściwie je sobie wyobrażają i rozumieją związek między wirusami a higieną.
Dziecięca perspektywa
Pierwszy problem w rozmowach o wirusach to rozmiar i związana z nim „niewidzialność” wirusów dla ludzkiego oka. Owszem, należy uświadomić dziecku, że istnieją formy tak małe, że nasze zmysły nie są w stanie ich zauważyć. Ale co to tak do końca oznacza? Jak wyobrazić sobie „mikroskopijnie małe” mając 4 lata? W świecie dziecka mała jest mrówka czy ziarenko piasku. Czy to jest skala wirusa? Używanie określeń 1000 lub więcej razy mniejszy nie przyda się na wiele. Po pierwsze małe dzieci nie rozumieją często idei powiększenia. Po drugie do pewnego wieku cyfry takie jak sto, tysiąc czy milion są dla nich tak samo duże i trudne do wyobrażenia.
Najlepiej uświadomić dzieciom rozmiar wirusa przez porównanie go z czymś małym, ale jeszcze widocznym i namacalnym w świecie dziecka, np. ziarenkiem maku. Po tym jak dziecko określi wspomniane ziarenko jako małe, możemy opowiedzieć mu, że gdyby wirus stanął teraz naprzeciwko tego ziarenka, dla niego byłby to (uwaga!) jedenastopiętrowy wieżowiec! A jeśli jest aż tak maleńki w stosunku do ziarenka maku, to możemy go faktycznie nie być w stanie zobaczyć.
Czy wirus jest groźny?
Rozmowie o rozmiarach wirusów towarzyszy często pytanie, czy wirus naprawdę jest dla nas groźny, skoro jest taki mały? Odpowiedź brzmi: oczywiście tak, ponieważ kiedy uda mu się wniknąć do naszego ciała (dla starszych – do komórki) zacznie się namnażać, czyli w szybkim tempie produkować swoje „odbitki” (zupełnie jak w punkcie ksero). W ten sposób w krótkim czasie z jednego wirusa może powstać cała armia. A każda taka „kserówka” to nowy wirus gotowy do ataku następnego miejsca w ciele.
Kolejna sprawa to sposób, w jaki wirusy atakują nasze ciała. Wiele z nich przenosi się w powietrzu na kropelkach i w tej postaci niepostrzeżenie wciągamy je przez buzię lub nos. Następnie ich kopie mogą zostać wystrzelone na zewnątrz z kropelkami naszych własnych wydzielin, kiedy kichamy i kaszlemy. I razem z nimi zostać wciągnięte do ciała kolejnej osoby.
Uczenie przez doświadczenie
Żeby nasz mały rozmówca mógł to sobie lepiej wyobrazić i zapamiętać, można zaproponować mu wspólną zabawę ze spryskiwaczem do kwiatów w roli głównej. Jedna osoba to chory, trzymany przez niego spryskiwacz odgrywa rolę nosa, a zawarta w nim woda to wirusy. Siadając naprzeciwko siebie, możemy badać, jak daleko „polecą wirusy” podczas symulowanego kichnięcia. Przy czym każde ochlapanie wodą to możliwość zarażenia.
Taka zabawa to również świetny pretekst do wprowadzenia i uzasadnienia dziecku zasad higieny związanych z zapobieganiem rozprzestrzeniania się wirusów. Tę samą zabawę ze spryskiwaczem możemy bowiem powtórzyć w kilku wariantach – bez żadnej przesłony, zasłaniając spryskiwacz dłonią, dłonią z chusteczką i maseczką.
Nie straszyć dziecka
Przy tym wszystkim nie można zapominać, że temat chorób i zagrożenia życia wpływa bardzo na emocje dzieci (czasem bardziej niż to od razu pokazują). Dlatego o chorobach wirusowych warto mówić jak o nieodłącznej składowej naszego życia, bez nadawania ich obecności katastroficznego wymiaru. I podkreślać, że dzięki wielu tysiącom lat wzajemnej ewolucji posiadamy w naszym ciele wiele mechanizmów obronnych, pozwalających pokonać wirusy. Nie wiemy nawet, z jak dużą ilością drobnoustrojów stykamy się każdego dnia, a mimo to nasz układ odpornościowy jest w stanie z większością z nich poradzić sobie zanim w ogóle poczujemy się chorzy.
Poza tym naukowcy nieustannie pracują nad lekami przeciwwirusowymi. Dzięki temu niektóre choroby jak AIDS, które jeszcze 30 lat temu siały postrach i były niemal wyrokiem śmierci, dziś przy odpowiednim leczeniu umożliwiają prawie normalne życie. Na wiele poznanych już chorób wirusowych mamy również szczepionki. A wykryciu nowego wirusa towarzyszą zawsze prace nad wynalezieniem kolejnej.
Warto również wiedzieć, że poza wirusami wywołującymi choroby, istnieją też użyteczne dla nas wirusy, które pomagają nam w walce z bakteriami. Nazywamy je bakteriofagami i być może w przyszłości zastąpią tracące swą „moc” leczniczą antybiotyki. Tak czy inaczej – wirusy zawsze były, są i będą. Dobrze oswoić tę myśl i nauczyć się z nimi możliwie bezpiecznie współistnieć.